Po czterdziestu latach od wydania Sztuki kochania ani sam podręcznik, ani jego autorka nie przestają fascynować. Pierwsza polska seksuolog nie ograniczała się jedynie do odpowiedzi na pytania o najefektywniejsze techniki erotyczne, ale przede wszystkim starała się znaleźć sposób na szczęśliwe życie we dwoje.
Michalina Wisłocka; Sztuka kochania
Warszawa, 2016
Już wkrótce na ekranach kin pojawi się Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej. I jak głosi opis dystrybutora, będzie to historia kobiety nietuzinkowej, wypowiadającej wojnę stereotypom i zakłamaniu, ale też opowieść o miłości. Przede wszystkim jednak obraz Marii Sadowskiej z Magdaleną Boczarską w roli głównej ma być przedstawieniem drogi, jaką pokonała pierwsza polska seksuolog do wydania swojej najpopularniejszej książki, czyli Sztuki kochania właśnie. Niemal równolegle pojawia się na rynku rzeczona książka. Po równo czterdziestu latach od pierwszego wydania poradnik Wisłockiej nadal cieszy się sporym zainteresowaniem czytelników. Tych, którzy w młodości czerpali z niej niezbędną wiedzę, tych, którzy przeglądali ją za plecami rodziców i tych, dla których Sztuka kochania jest pewnym fenomenem kulturowym, pozycją obowiązkową.
Oczywiście upływ czasu zrobił swoje. Wisłocka momentami będzie zabawna, innym razem – nieco irytująca ze swoją dość konserwatywną wizją małżeństwa i związków w ogóle. Jednak w latach 70-tych była najważniejszym źródłem wiedzy o intymności człowieka, a porady które się pojawiały w Sztuce kochania były odpowiedzią na pytania, wątpliwości i problemy pacjentek (i pacjentów) Wisłockiej. Większość z nich – jeśli przymkniemy oko na kwestie, które były poprostu znakiem swoich czasów – będzie zdumiewająco aktualna.
Czego dziś nauczyć nas może Wisłocka? Otwarcia na drugiego człowieka, na jego potrzeby, zrozumienia ograniczeń, budowania relacji opartej o wzajemną akceptację i szacunek. Jest też poradnikiem dla poszukujących rozkoszy, a czasem zbirem instrukcji dla tych, którzy chcą zrozumieć drugą stronę. Warto więc postawić Sztukę kochania na półce, tak jak czynili to nasi rodzice. I raz na jakiś czas po nią sięgnąć.
DP